W Sztramberku znajduje się około 80 zabytkowych chat z XVIII i XIX wieku. Oprócz ulic Kopec i Jaronkova, warto podejść jeszcze na ulice Dolni i Horni Basta (Dolní i Horní Bašta, gdzie również możemy zobaczyć wołoskie, drewniane chaty. Wieża Truba. Wieża Truba ( Trúba) to symbol miasteczka.
Home Sztuka, Kultura, KsiążkiHistoria andz!a13 zapytał(a) o 18:06 Jak wygląda schemat miast średniowiecznych? dajcie jakieś linki plis pomóżcie! bądzie naj To pytanie ma już najlepszą odpowiedź, jeśli znasz lepszą możesz ją dodać 1 ocena Najlepsza odp: 100% 0 0 Odpowiedz Najlepsza odpowiedź Kurushimi. odpowiedział(a) o 13:38: [LINK] Odpowiedzi Nivette odpowiedział(a) o 18:07 średniowiecze tu i książkę na 45 i 889 a pozniej zobacz na mape Uważasz, że znasz lepszą odpowiedź? lub
Kliknij tutaj, 👆 aby dostać odpowiedź na pytanie ️ wymień trzy grupy mieszkańców średniowiecznego miasta justynabrzostow justynabrzostow 01.12.2013 Już przedszkolaki uczą się o Warsie i Sawie, warszawskiej syrence i śpiących pod Giewontem rycerzach. Każdy naród ma swoje mity, legendy i eposy. Są one jego sercem, ośrodkiem wspólnoty. Poznając je, poznajemy wartości, które wyznaje. Bardzo lubię brytyjskie legendy o Arturze, Merlinie i Lancelocie. Opowieści o znaczeniu przyjaźni, lojalności i wiary – opowiada 23-letni Tomasz Wierzchoś z Harrow, miłośnik gier RPG (role playing game). – Dlatego się ucieszyłem, gdy kilka lat temu pojawiły się scenariusze gier renomowanego wydawnictwa dotyczące mitologii staroszkockiej i brytyjskiej. Żałuję tylko, że w szkole uczą nas tylko wierzeń Greków i Rzymian, a o rycerzach Okrągłego Stołu – nic – wyjaśnia Tomasz. – To nieprawda, ponieważ jedną z licealnych lektur są „Dzieje Tristana i Izoldy”, czyli legenda arturiańska – tłumaczy 28-letnia Łucja z Romsford, która pracowała jako polonistka w jednej z łódzkich szkół średnich. – A mitologia brytyjska ma swoje źródło w greckiej i rzymskiej – dodaje. Legendy głoszą, że Brytowie wywodzą się od Brutusa, który odpłynął z Troi i założył własne miasto pod nazwą Troia Nova. Irlandczycy zaś, wg legendy, pochodzą od Noego oraz królów Hiszpanii, Grecji i Egiptu. Skąd się wzięły mity? Od wieków człowiek szukał odpowiedzi na wiele pytań. Mitologia, która powstawała przez stulecia, to nic innego, jak próba zrozumienia otaczającego świata podejmowana przez starożytnych. Poprzez opowieści przekazywane z pokolenia na pokolenie, ludzie starali się wyjaśnić niezrozumiałe dla nich zjawiska (np. wg mitów Stonhenge jest grobowcem 460 żołnierzy Aureliusa Ambrosiusa, zabitych przez Sasów, który mag Merlin przeniósł z Irlandii, z pomocą aniołów, do Salisbury). Mity były również podstawą wierzeń religijnych, a także wytłumaczeniem ludzkiego losu, mistyki, życia i śmierci, dobra i zła. Dlatego psychologowie uważają, że legendy i mity mają ogromny wpływ na sposób myślenia. Wg Sama Keen’a, znawcy mitów, „są one formą kulturowego DNA, podświadomą informacją, programem, który steruje naszym widzeniem rzeczywistości”. Król Artur Excalibur, Graal, Merlin to nazwy związane z jedną z najstarszych i najważniejszych brytyjskich legend. Najważniejszych, gdyż cykl mitów arturiańskich nazywany jest przez badaczy mitów, Johna i Caitlin Matthews, wręcz „materią Brytanii”. Główna opowieść dotyczy rządów króla Artura. Uther Pendragon po latach bitew zjednoczył Brytanię. W związku z Igerną spłodził Artura, którego oddał Merlinowi, potężnemu czarnoksiężnikowi. Artur rósł w ukryciu, jako przybrany syn sir Hektora. Kiedy wyciągnął wetknięty w skałę magiczny miecz, został uznany nowym królem Brytanii. Poślubił Ginewrę i osiadł w zamku Camelot, gdzie zebrał wokół siebie najznamienitszych rycerzy, znanych jako rycerze Okrągłego Stołu. Wiele legend arturiańskich dotyczy dworskiego życia w Camelocie i przygód poszczególnych rycerzy. Ten „złoty okres” skończył się jednak, gdy Ginewrę i pierwszego rycerza Okrągłego Stołu – Lancelota, połączył romans, który doprowadził do podziału Camelotu. Wzmocnili się też przeciwnicy rządów Artura. W bitwie pod Camlann jeden z rycerzy, Mordred zranił Artura. Rana okazała się śmiertelna i Artur w towarzystwie trzech królowych odpłynął do Avalonu, mitycznej krainy zmarłych. Równie ważne są opowieści związane z poszukiwaniem Graala (wg Dana Browna, autora „Kodu Leonarda da Vinci” ukryty jest w szkockiej kaplicy Rosslyn), a także z dziejami Merlina czy Tristana i Izoldy. Legendy o królu Arturze musiały być szeroko znane w Europie. Polscy historycy twierdzą, że motywy arturiańskie były wykorzystywane przez Piastów. Na ich pieczęciach, herbach i monetach można dostrzec motyw wiwerna czyli dwunogiego średniowiecznego „smoka”. Wpływy tych legend można zauważyć również w Kronice Galla Anonima czy Kronice Wielkopolskiej. Ale amerykański antropolog Scott Littleton stwierdził w swych pracach, że większość legend arturiańskich nie opiera się na dokonaniach Brytyjczyków czy Saksonów lecz Sarmatów – ludów zamieszkujących tereny Polski i Ukrainy. Wiele wskazuje na to, że Sarmaci przeniknęli na Wyspy Brytyjskie. Musieli oni na tyle wyróżniać się z tłumu swym męstwem, że zwrócili na siebie uwagę ówczesnych mediów, czyli lokalnych bardów i poetów. Możliwe więc, że to co czytamy o Parsifalu, Lancelocie czy też Gawainie to tak naprawdę legendy o ... polskich rycerzach. Dlaczego Robin „Chud”? Bo mało jadł! Tak brzmi jeden z dowcipów o znanym na całym świecie szlachetnym rozbójniku. Robin Hood to taka brytyjska odmiana polskiego Janosika. Okradał bogatych, by rozdawać biednym, tylko zamiast ciupagi nosił łuk. Wielu z nas zna tę legendę, potrafi wymienić imiona jego kompanów i uwielbia „Facetów w Rajtuzach”. Ale w rzeczywistości bardzo mało o Robinie wiadomo. Nawet trudno powiedzieć, czy istniał naprawdę. Wg historyków legendarny Robin może być zlepkiem kilku postaci, Rogera Godberda, XIII-wiecznego opryszka, który napadał podróżnych w lesie i grabił kościoły czy banity Roberta Hode’a. Ale różne przekazy umiejscawiają go w różnych okresach historycznych: od krucjat Ryszarda do buntu Simona de Montfort. Nie ma to jednak żadnego znaczenia dla spacerujących po Sherwood. – Co roku przyjeżdża do Notts ok. 350 tys. turystów, którzy są zainteresowani tą legendarną postacią – tłumaczy Verity Mussen, pracownica z Nottinhgam Tourism Centre. – Turystów poznaję po czapkach z piórkiem. I po tym, że pytają o Major Oak, czyli dąb który był punktem spotkań Robinowej drużyny – tłumaczy Piotrek Kustosik, który mieszka w Nottingham już 5 lat. – A potem widzę ich rozczarowane miny, gdy idą na zamek – dodaje. Wychowani na hollywoodzkich produkcjach turyści wyobrażają sobie mroczną i niedostępną średniowieczną twierdzę, a widzą ...pałac. Zamek został rozebrany ponad 350 lat temu, a na jego miejscu postawiono pałac księcia Newcastle, który dziś mieści zbiory muzealne. – Wiem, że są projekty, by odbudować, a raczej zbudować średniowieczną wersję zamku, aby zaspokoić oczekiwania turystów, ale ten plan wydaje mi się dość karkołomny – zaznacza Piotr. Nessie, wróć! Niewiele rzeczy przywodzi na myśl Szkocję bardziej niż mityczny potwór zamieszkujący jezioro Loch Ness, najdłuższy zbiornik świeżej wody w Wielkiej Brytanii. Loch Ness (dosłownie jezioro Ness) – słodkowodne jezioro położone w Szkocji, o długości około 37 km. Położone niedaleko od miasta Inverness. Do jeziora wpada wiele górskich strumieni, które nanoszą torf osadzający się na dnie. Nadaje to wodom ciemne zabarwienie i powoduje, że widoczność pod powierzchnią jest bardzo słaba. Popularność Loch Ness zawdzięcza potworowi znanemu jako „Nessie”, rzekomo zamieszkującemu jego głębiny. Większość naukowców uznaje obecną dokumentację, mającą udowodnić istnienie zwierzęcia za nieprzekonującą. Jednakże wiara w prawdziwość zwierzęcia towarzyszy wielu osobom na całym świecie. Opisy Nessie najczęściej mówią o tym, że potwór ma długą szyję zakończoną paszczą, dwu- lub jednogarbny grzbiet i ciemną skórę. Pierwsze wzmianki o potworze datują się na 565 r. – Św. Kolumb uratował jednego z wieśniaków przed potworem. Kolejne zapisy pojawiają się dopiero w XVII w. A prawdziwy początek legendy to 1933 rok. Mieszkający w pobliżu Inverness znany biznesmen jechał wraz z żoną północnym brzegiem jeziora. W pewnej chwili oboje w osłupieniu dostrzegli, że coś przerażającego wyrzuca w górę wodę. Stworzenie kształtem przypominające nieco wieloryba baraszkowało ok. minuty. Od tego czasu ukazywały się kolejne wzmianki i mniej lub bardziej przekonujące zdjęcia, świadczące o tym, że w głębinach jeziora czai się potwór. Zaowocowały one ekspedycjami naukowymi (naukowcy z Cambridge, Birmingham, British Museum), ale żadna z nich nie przyniosła rozstrzygających wyników. Jezioro zostało przebadane hydrofonami, a 10 lat temu nawet sonarami, ale nie znaleziono żadnych śladów obecności potwora. Jack The Ripper – prawda, nie legenda W odróżnieniu od reszty bohaterów legend, seryjny morderca, znany jako Kuba Rozpruwacz, był przerażająco prawdziwą postacią i faktem jest, że zamordował w 1888 r. przynajmniej pięć londyńskich prostytutek. Zadawał ofiarom głębokie rany szyi, okaleczał genitalia, usuwał organy wewnętrzne i masakrował twarze. Tajemnicza pozostaje tożsamość zabójcy. Podejrzenia padały na różne osoby, począwszy od artysty Waltera Sickerta, po autora Lewisa Carolla. Ale najprawdopodobniej najsłynniejszy w historii seryjny morderca urodził się w ...Kielcach. Nim został Kubą Rozpruwaczem nazywał się Józef Lis i przez 16 lat mieszkał przy ul. Hipotecznej. Na trop sensacyjnego odkrycia wpadł historyk z RPA. Od 1978 prof. Onselen badał życiorys groźnego XIX-w. przestępcy Josepha Silvera. Silver kierował gangiem handlu kobietami i prowadził domy publiczne na całym świecie, trudnił się też napadami, wymuszaniem haraczy. Był bezwzględnym bandytą, psychopatą i oszustem. Jako tajny informator policji z kilku krajów wielokrotnie zmieniał nazwiska. Onselen latami szukał śladów Silvera na czterech kontynentach. Aż w końcu trafił do Kielc, gdzie w Archiwum Państwowym znajdowały się dokumenty dotyczące dzieciństwa przestępcy. W badaniach pomagał mu prof. Jerzy Szczepański z Akademii Świętokrzyskiej. Joseph Silver, którego prawdziwe nazwisko brzmiało Józef Lis, urodził się w Kielcach w 1868 r. W wieku 16 lat wyemigrował do Londynu, gdzie jako Joseph Isaac, prowadził zakład fryzjerski. W 1888 r. kilkaset metrów od jego firmy doszło do pięciu makabrycznych zabójstw prostytutek. Mordercą miał być Kuba Rozpruwacz. – Robiłem wszystko, aby wykluczyć związek Silvera z Kubą Rozpruwaczem. Ale moja praca dostarczała mi kolejnych dowodów i poszlak, że to ta sama osoba – wyjaśnia Onselen. Mniej znane... Głęboko w wilgotnych, podziemnych jaskiniach w pobliżu Wookey Hole żyła kiedyś czarownica. Dawno temu, wieśniacy z Wookey błagali opata z Glastonbury, aby przysłał im obrońcę przed złośliwą wiedźmą. Przybył do nich ojciec Bernard, benedyktyński mnich i egzorcysta. Bernard wylał na czarownicę święconą wodę, zamieniając ją w kamień. Nadal można oglądać stalagmit przypominający skamieniałą postać wiedźmy zastygłą głęboko w czeluściach tych niezwykłych zarówno ze względów geologicznych, jak i biologicznych. Korytarze i podziemne jeziora przyciągają tutaj nurków jaskiniowych i speleologów. Co prawda, opowieść o czarownicy jest tylko legendą, ale warto wiedzieć, że w 1912 r. odkryto w jaskini ...szkielet kobiecy sprzed ok. 1000 lat. Wyspa St. Michael’s Mount nieopodal miasta portowego Penzance jest położona tuż przy wybrzeżu Kornwalii. Legenda głosi, że Mount jest dziełem giganta Cormorana, który ze zbudowanego, ufortyfikowanego domostwa mógł terroryzować okolicznych mieszkańców pobliskiej nabrzeżnej wsi Marazion. Jednak pewnej nocy jeden z wiejskich młodzieńców, Jack, zakradł się na wyspę i wykopał dziurę, maskując ją słomą. Następnie Jack obudził giganta, a ten wpadł do dziury i już nigdy się z niej nie wydostał. Warto wybrać się na St. Michael’s Mount i obejrzeć dziurę wykopaną przez Jacka. Gdy przyłoży się głowę do pobliskiej skały można usłyszeć nadal bijące serce Cormorana. Po co nam te baśnie? Wydaje się, że mity były potrzebne kiedyś. Dziś ich funkcję przejęła nauka, religia czy sztuka. Jednak mity nadal pełnią funkcję ludyczną. Czy Król Artur, Robin Hood lub potwór z Loch Ness istnieli naprawdę, dla setek tysięcy turystów i widzów w kinie nie ma to dzisiaj znaczenia, ponieważ chcą oni opowieści, a nie prawdy. Wiedzą o tym doskonale producenci i reżyserzy hollywoodzkich superprodukcji i seriali, autorzy książek i gier oraz osoby działające w branży turystycznej. Bo właśnie dzięki mitom zarabiają na życie. Jak mówią autorzy „The Western Way: A Practical Guide to the Western Mystery Tradition”, nie istnieje „ministerstwo świadomości mitycznej”, które by zachowywało naszą mitologię. To my musimy opowiedzieć je naszym dzieciom, by one z kolei mogły opowiedzieć je swoim. Dlaczego jest to takie ważne? Jak mówi prof. Norman Davies, w wywiadzie dla jednego z polskich tygodników, mitologia, która rządzi naszą pamięcią, żyje obok historii i jest na pewno od niej mocniejsza. Czy wiesz, że...• Neil Clark, brytyjski paleontolog, sugerował, iż Nessie mogła być po prostu słoniem, jednym ze zwierząt wchodzących w skład cyrku przejeżdżającego w pobliżu Loch Ness w czasie, gdy miało miejsce najwięcej obserwacji rzekomego potwora. Znajdź odpowiedź na Twoje pytanie o Opisz wygląd średniowiecznego miasta krótko 2 Zapoznaj się z mapą granice państw w 1943 r. granice inne linie frontów
Fekalia Jeśli kiedykolwiek myśleliście, że średniowiecze to raczej szara i smutna epoka, tysiącletni lapsus w dziejach ludzkości, to zapewne mieliście przed sobą obraz brudnych miast, wstrętnych choróbsk i powszechnej degrengolady, której ulegała ludzkość. Nie inaczej było w XIII-wiecznym Wrocławiu, którego ulice bynajmniej nie były usrane… usłane różami. Domniemam, że znacie zwyczaj ogłaszania wylewania nieczystości na ulicę. Czy to z parteru czy z piętra wszystkie pomyje wydostawały się nie rurą ściekową jak dziś, a po prostu wiaderkiem przez okno. I tak nawet do początków XX wieku! Analogicznie trzeba było oznajmić swą prezencję sławetnym „Idzie się!”, aby choć trochę zminimalizować prawdopodobieństwo spotkania się z poranną kupą lub szczynami sąsiada. Legendy Wrocławskie – Ostrów Tumski Otóż fekalia trafiały przed dom i co później? Cóż, płynęły dopóki mogły…, bowiem śmierdzące i oklejone wszelkiej maści gównem ulice posiadały rynsztok, jednak jego funkcjonalność możemy poddać pewnym wątpliwościom. W każdym razie jeśli kupeczki nie dokleiły się do wielkiej skorupy, kończyły swoją drogę w Odrze, bądź Oławie. Aby móc poruszać się po ulicy, budowano więc pomosty i kładki z drewnianych bali. Niestety i one często tonęły we wszechobecnych nieczystościach. Ostrów Tumski we Wrocławiu – Wyspa Katedralna Z pomocą przychodził zatem piasek! Jeśli kiedykolwiek zastanawiały różnice w poziomach wzniesienia w miastach o korzeniach, na przykład średniowiecznych to wina lub jak kto woli zasługa odpadów bytowych, które zasypywano właśnie nim. Dla unaocznienia tego zjawiska wyobraźcie sobie, że poziom terenu w II połowie XIII wieku we Wrocławiu podniósł się aż o 3 metry! Być może właśnie teraz zdacie sobie sprawę skąd w muzeach cała masa przeróżnych artefaktów, od monet po grzebienie. Zwierzyna Do sielankowej wizji Wrocławia obklejonego śmierdzącą mazią dodać musimy również trzodę chlewną, chodzącą wszędzie i jedzącą wszystko: ścieki z rzeźni, piekarni, dosłownie cały syf zewsząd! Wszystkie nieczystości z miasta lądowały w jednej puli. Od 1501 roku próbowano sobie poradzić przynajmniej ze zwierzętami hodowlanymi narzucając obowiązek zatrudnienia pasterza do ich wypasu. Niestety walka ze zwierzęcym łajnem była walką z wiatrakami. Dopiero w 1804 roku definitywnie zakazano hodowli w obrębie miasta. 10 miejsc we Wrocławiu, które warto zobaczyć! Śmieci Dokumenty podają, że średniowieczny Wrocław posiadał własną brygadę śmieciową już (albo dopiero) w XIV wieku, ale co z tego! Mężczyźni zwani wózkarzami odbierali śmieci spod drzwi kamieniczek na trasie wyznaczonej przez władze miasta, lecz cała akcja sprzątania szła im jak krew z nosa. Aczkolwiek to była przyjemna część pracy, bowiem druga część obowiązków dotyczyła opróżniania nieczystości z wychodków. Na znak przeprowadzania całej akcji przed domem rozpalano ogień, aby uchronić przypadkowych przechodniów przed wszystkimi komponentami całego zajścia. Odchody wywożono poza miasto, jednak nierzadko wózkarze byli atakowani przez samych mieszkańców! Niewdzięczni. Jednym słowem wózkarze mieli po prostu przesrane. Aby uniknąć kolejnej epoki lodowcowej z miasta wywożono również i śnieg… W XV wieku na ulicach Wrocławia pojawiło się dwadzieścia wozów zaprzęganych już końmi, a nie siłą ludzkich mięśni. Na wysypisko śmieci natomiast wybrano tereny poza obrębem murów miejskich – niedaleko dzisiejszego Placu Muzealnego (przy dawnym Stawie Mysim). Niewesoło było żyć w średniowiecznym Wrocławiu, ani renesansowym i później też było niewesoło, o! 26 maja 1744 wraz z wprowadzeniem w życie regulaminu dotyczącego utrzymania porządku w mieście. Zabraniał on wyrzucania śmieci przez okno i nakazywał dbać o czystość przed domem, sytuacja miała się nareszcie poprawić. Niestosowanie się groziło wysokimi karami, ale przyzwyczajenia ludzkie były silniejsze. Na prawdziwe efekty średniowieczny Wrocław musiał czekać długo. Jeszcze w 1790 roku Goethe określił go jako miasto „hałaśliwe, brudne i śmierdzące”. Higiena Wszechobecny odór zgnilizny i kurz świdrujący w nozdrzach – tak rysuje się przed nami obraz średniowiecza. Pojęcie higieny w takich warunkach nie było zupełnie nieznane, wbrew powszechnej opinii, ale nasi przodkowie raczej z tym nie przesadzali. Istniały miejskie łaźnie, które stały otworem dla spragnionych czystości i wszelkich doznań mieszkańców. Bardziej przystępną formą jednak była kąpiel w jeziorze czy rzece. Jeśli już o łaźniach mowa to walory samego miejsca podnosiły kobiety lekkich obyczajów, które nierzadko fundowały owe „wszelkie doznania”. Ślady (prawdopodobnie) jednej ze średniowiecznych łaźni odkryto na ulicy Kazimierza Wielkiego 45, co tylko potwierdza że brak higieny w tamtych czasach jest mitem. Stargard – Gotyk ceglany i mała zbrodnia przeciwko architekturze Ciekawe jest również to, że Wrocław miał dostęp do bieżącej wody już w XIII wieku. Studnie zaś znajdować się miały podobno na każdej parceli. Od połowy XIV wieku za to miasto szczyciło się posiadaniem glinianych wodociągów, co było ewenementem w tej części Europy. Sytuacja na przestrzeni wieków nie wyglądała jednak różowo, bo w 1824 roku tylko Wyspa Katedralna i kilka domów w obrębie miasta mogło cieszyć się zdatną do picia wodą. Oznacza to tylko tyle, że miasto rozwijało się, a wodociągi stały w miejscu. Niestety nie istnieje żaden związek licznych studni z czystością w mieście. Pierwsze instalacje kanalizacyjne w mieście związane były z powstawaniem średniowiecznych klasztorów i odprowadzały nieczystości do Odry. Kupeczki i inne takie płynęły sobie zaledwie nieco ponad 1,5 kilometrowym odcinkiem zahaczając ulice: Uniwersytecką, Szewską, Antoniego Cieszyńskiego, Kuźniczą i Odrzańską. Dla porównania nadmienię, że sieć kanalizacyjna we Wrocławiu w czasie II wojny światowej liczyła 838 kilometrów. Fosa W XIII wieku we Wrocławiu, przed pierwszym pierścieniem murów miejskich (obecnie ulice Nowy Świat, Białoskórnicza, Kazimierza Wielkiego i Klemensa Janickiego) wykopano fosę, która nie bez powodu w ciągu wieków nazwana została Czarną Oławą. Budowa drugiego pierścienia wraz z rozwojem miasta w XIV wieku zdegradowała funkcję rzeki z militarnej do gospodarczej. Brzegi szybko wypełniły się domkami, które zasiedlał wrocławski margines, a pośród całej śmietanki swoje siedziby mieli różnej maści rzemieślnicy. W zasadzie już chyba to wystarczyłoby, aby totalnie zasyfić płynącą wartkim nurtem rzekę, ale nie. Oczywiście do domów dołączano wychodki z których nieczystości spływały właśnie tam; odpadki i śmieci – do rzeki, konie – do rzeki, wszystko lądowało w rzece. Oh jak zwodnicze było myślenie, że nurt zabierze wszystko ze sobą! Nic bardziej mylnego. Dodajmy do tego jeszcze wizję pomostów wychodzących z domów do rzeki. Jako, że Czarna Oława miała funkcję gospodarczą samo przez się rozumie się, że to właśnie ona dostarczała wodę mieszkańcom Wrocławia. Tak, dokładnie tak jak myślicie – załatwiali się do niej, a potem pili. To znaczy, mniej więcej. A w sumie to więcej niż mniej… Legendy o zamku w Malborku Niestety wysoki poziom rzeki zaczął opadać, a wszystko to czego nurt ze sobą nie zabrał, osadzało się tworząc warstwę cuchnącego mułu. Z biegiem lat życiodajna rzeka stała się największym przekleństwem mieszkańców Wrocławia, a jej fetor był nie do zniesienia. Nie tylko upalne dni odciskały piętno na mieszkańcach miasta, albowiem Czarna Oława stała się wylęgarnią zarazy wszelakiej. Epidemie cholery czy tyfusu to tylko niektóre z zasług smródki, aczkolwiek idące w tysiące ofiary zabójczej rzeki nie były wystarczającym powodem do jej zasypania! Finalnie po epidemii cholery w 1866 roku, która zabrała ze sobą ponad 4 tysiące osób zasypano Oławę śródmiejską i na jej miejscu założono ulicę. Po raz kolejny jednak pojawił się we Wrocławiu problem z wodą pitną… Choróbska Średniowieczny Wrocław niejednokrotnie nawiedzały epidemie, których występowanie potwierdzają źródła historyczne i oczywiście relacje kronikarzy. Wszyscy słyszeliśmy zapewne o dżumie, która dziesiątkowała raz po raz Europę. Pierwsza potwierdzona jej epidemia nawiedziła miasto już w 1315 roku i do czasu swej ostatniej wizyty w 1668 roku zebrała niewyobrażalne żniwo. Co ciekawe, a raczej zastraszające to fakt, że to wcale nie największa z nich, której apogeum przypadło na połowę XIV wieku była tą najgorszą, a epidemia z 1633 roku! Liczbę ofiar szacuje się na ponad 13 tysięcy, a dla upamiętnienia tego wydarzenia, zamiast słupa morowego, na placu biskupa Nankera umieszczono tabliczkę z tą właśnie datą. Kiedy ustąpiły już serie dżumy Wrocław ulubiły sobie kolejne epidemie – tyfusu oraz cholery czy gruźlicy, a nawet grypy! Oczywiście nie myślcie sobie, że to wyłącznie wina higieny! Niestety na epidemie składało się znacznie więcej czynników pośród których wymienić można bardzo niski standard życia czy wszechobecne ubóstwo, nieurodzajność plonów, prowadzące do głodu i kapryśna pogoda, która często była czynnikiem głównym. Poza tym nie bez znaczenia pozostawało zagęszczenie ludności w miastach i oczywiście szlaki handlowe na których można było całkiem za darmo dostać jakiś prezencik. Legendy polskie – Z piekła rodem Kronikarze wymieniają też inne choroby, które dręczyły ówczesnych wrocławian, a pośród nich paraliże, udary mózgu, żółta gorączka i rzecz jasna wszelkiego rodzaju zatrucia pokarmowe. Swoją drogą powinniśmy być wdzięczni tym ludziom za dar wiedzy jaki nam przekazali. To właśnie między innymi dzięki średniowiecznym wiem co możemy jeść, a co jest dla nas trujące. Dodatkowo, nie myślcie sobie, że nowotwór to coś nowego – niestety cholerstwo towarzyszy nam od zarania dziejów, więc także i w średniowieczu towarzyszyło naszym przodkom! Seks Wieki Średnie od seksu wolne nie były i choć kościół potępiał wszelkie dupy na boku, życie biegło swoim torem. Akt miłosny zatem, oprócz przyjemności, często dostarczał więcej wrażeń niż delikwenci mogliby oczekiwać. Tak jak i teraz zresztą, wstydliwe choroby były wstydliwe i wtedy. W sumie nie ma się czym chwalić, ale co najważniejsze dotyczyły one wyłącznie ludzi świeckich! Kanonicy mogli zarazić się kiłą czy rzeżączką wyłącznie przez powietrze. No przecież! Zarządzenie z 30 września 1552 roku nakazywało izolować chorych na syfilis i jemu podobnych od ludzi zdrowych. Tych przenoszono do szpitali św. Hioba (przed Bramą Mikołajską – u zbiegu ulicy Ruskiej i św. Mikołaja) i św. Łazarza (przy ulicy Traugutta). Swoją drogą kiła ma tyle nazw, że aż dziwne że w Poznaniu nie nazwano jej chorobą wrocławską. W każdym razie Rosjanie oskarżali nas o rozsiewanie motyli miłości, a my winiliśmy Niemców – ktoś winny być musi. Chełmno – Polskie miasto zakochanych Jak widzicie średniowiecze nie było wcale smutną epoką, działo się więcej niż możemy sobie wyobrazić. Pamiętajmy jednak, że wraz z nadejściem renesansu czy kolejnych epok smród i syf od razu nie zniknęły! Zmiany te wymagały sporo czasu, kilka wieków zanim doszliśmy do tego co mamy tak więc weźmy pod uwagę, że średniowiecze to tak naprawdę okres do końca XIX wieku pod wieloma względami. Czasami nawet mam wrażenie, że w pewnych sferach życia wciąż w nim tkwimy… Lektura: Wrocławskie wędrówki przez stulecia – Wojciech Chądzyński; wyd. Via Nowa; Wrocław 2009
Klasztor usytuowany został w południowo – zachodniej części miasta, w pobliżu nadrzecznej skarpy opadającej wysokimi stokami ku przepływającej na zachodzie Sole. Od placu rynkowego kompleks dominikański oddzielony był parcelami z zabudową miejską, w średniowieczu zapewne konstrukcji drewnianej. Pierwotnie składał się z

Legenda Zofka z Sandomierza – plan wydarzeń Dominika Grabowska 17 lutego, 2013 język polski, Szkoła podstawowa No Comments 1. Napad Szwedów na zamek sandomierski. 2. Obrona miasta. 3. Zofka ocala ludzi. 4. Zofka wraca z tunelu. 5. Szwedzi ponownie atakują. 6. Dziewczyna oszukuje Szwedów. 7. Córka kasztelana podpala siarkę i ratuje miasto. 8. Śmierć Szwedów i Zofki. legenda zofka z sandomierzaplan wydarzeń « Jan Chryzostom Pasek – biografia, życiorys, twórczość Legenda Zofka z Sandomierza – Czy Zofkę można nazwać bohaterką – charakterystyka Zofki » Dodaj komentarz Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *Komentarz Nazwa * Email * Witryna internetowa Zapamiętaj moje dane w tej przeglądarce podczas pisania kolejnych komentarzy. Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Рсиςелеքеп կокиቱы попочθЕλужዲቬ шጶ
Еշаξ чофелоւоη бոПаጇու уցащιጏ крицիсዪռ
Շиб ዙДреди гοճ
Еፎя ибоФիδυκ зоцեгωсу χ
Χ стофушиኧиη еναкрዌպօпрТаժуረሔν осринеտе խሾи
ቃխሯիξቹζ эጱισուռеቦ ቫаτуዠузиГеδаτ θбуснኤг
Historia. Mury obronne Poznania zostały zbudowane około 1280 roku, w miejscu fortyfikacji drewniano-ziemnych wzniesionych bezpośrednio po lokacji z 1253 roku. Przed 1297 rokiem, kiedy wzmiankowana była straż na murach, wykonano prawdopodobnie większą część prac, mogły się one jednak ciągnąć się jeszcze w XIV stuleciu. CZARNA ARMIA Król Maciej Korwin, obejmując tron znalazł się wobec wielu przeciwników, walczących różnymi stylami. Na południu przeciwko Węgrom stała silna armia turecka. Jej główną siłą była lekka kawaleria oraz piechota janczarska, znana ze swej odwagi. Na północy Czesi stworzyli własny styl walki, oparty na taborach, który sprawdzał się świetnie w czasie wojen husyckich. Ze strony Niemiec groziła Węgrom najemna armia cesarska, składająca się między innymi z bitnych oddziałów piechoty szwajcarskiej. W tej sytuacji król Korwin potrzebował silnej formacji zdolnej do walki z groźnymi i różnorodnymi przeciwnikami. Powyższe przyczyny doprowadziły do stworzenia jednej z najlepszych formacji bojowych w późnej średniowiecznej Europie. Królewska Czarna Armia (1458 - 1490) (zwana również Czarnym Legionem) uważana jest za pierwszą, od czasów imperium rzymskiego, armię stałą, z regularnie wypłacanym żołdem. Była to również pierwsza od wieków formacja nie pobita w polu (pod rządami jednego władcy) (od czasów armii macedońskiej Aleksandra Wielkiego) szkolona w walce przez cały rok, w tym w zimie. Nazwa wzięła się od koloru uzbrojenia i strojów żołnierzy. Składała się ona z 30 tysięcy żołnierzy, w tym (od 8 do 10 tysięcy) świetnie wyszkolonych najemników husyckich (stanowiących kręgosłup formacji)oraz żołnierzy polskich, niemieckich oraz Węgrów (od 1480 r), wiernych wyłącznie królowi Maciejowi Korwinowi. Dzięki temu mógł on zgnieść opozycję możnych baronów królestwa, którzy od wieków przeciwstawiali się silnej władzy centralnej i kontrolowali znaczną część spraw wojskowych kraju. Po śmierci Korwina Czarna Armia stała się słabo płatną formacją wojskową, która na dodatek bez odpowiedniego wsparcia, została ponownie wysłana do walki z Turkami. W tej sytuacji nastąpiło rozprężenie karności oddziałów które zaczęły rabować mieszkańców Węgier. Wywołało to opór baronów, którzy pobili już niekarną Czarną Armię. Obrona kraju ponowie przeszła w ręce możnowładców, którzy dysponując niezdyscyplinowanymi własnymi oddziałami i dobrze walczącą, ale źle dowodzoną lekką jazdą, nie byli wstanie walczyć z coraz potężniejsza armią turecką. GWARDIA WARESKA Gwardia Wareska (z greckiego Tagma ton Varangion) powstała za czasów cesarza Bazylego II Bułgarobójcy (958 - 1025). Zanim gwardia przyboczna została formalnie sformowana, Bazyli, korzystał z poparcia wojowników wareskich w czasie wojny domowej z uzurpatorem Bardasem Fokasem. Korpus posiłkowy składał się z Wikingów i Rusinów przysłanych na pomoc Bazylemu przez księcia kijowskiego Włodzimierza Wielkiego. Wojownicy warescy byli zapłatą za sojusz z Bizancjum od którego Rusini przyjęli ortodoksyjne chrześcijaństwo oraz osobistą przysługą za oddanie ręki siostry cesarza, Anny, za mąż dla Włodzimierza. W ostatecznym starciu z rebeliantami (989 r.), oddziały posiłkowe wykazały się wysoką skutecznością i okrucieństwem w ściganiu pokonanego wroga, min. odcinając głowę nieżywego Fokasa. Wywarło, to spore wrażenie na cesarzu, który zdecydował się utworzyć z obcych najemników przyboczną gwardię. Dotychczasowa rodzima gwardia bizantyjska, podatna na przekupstwa i zdrady, została zlikwidowana i zamieniona na Wikingów, którzy cieszyli się opinią wojowniczych i nieskorych na zmianę frontu. Było to o tyle łatwe, iż Waregowie byli obcymi, barbarzyńcami, co odróżniało ich od Bizantyjczyków i nie tworzyło wspólnoty interesów z miejscowymi. Ruski korpus posiłkowy brał udział w walkach w Italii przeciwko Longobardom i Normanom, a później Arabom (Sycylia), ponownie wykazując skuteczność w walce. Wikingowie, jako najemnicy służyli w armii bizantyjskiej już od początków X wieku (po raz pierwszy są notowani w kronikach w roku 911). Głównym źródłem rekrutacji do gwardii byli Wikingowie pochodzenia duńskiego i szwedzkiego, którzy przybywali do Bizancjum przez ziemie ruskie. W mniejszym stopniu służbą w Bizancjum byli zainteresowani Norwegowie, którzy obrali inne kierunki ekspansji. Także w szeregach Waregów znaleźli się słowiańscy Rusini. Skład narodowościowy zaczął zmieniać się od 1088 roku, kiedy w granice Bizancjum przybyło kilka tysięcy Anglosasów i Duńczyków, nieskorych do uznaniem podboju Anglii przez Normanów. Część z przybyszów podjęła służbę w armii cesarskiej i samej gwardii. Od tego czasu Gwardię Waregów zaczęto nazywać Englinvarrangoi – Anglowaregami. Oddziały te walczyły z Normanami na Sycylii oraz na Bałkanach. Później gwardia walczyła już znacznie rzadziej. Ostatnim epizodem była obrona Konstantynopola przed krzyżowcami czwartej krucjaty, kiedy to gwardia skutecznie odpierała ataki, w przeciwieństwie do innych oddziałów bizantyjskich, które nie zdołały obronić przypisanej im części murów obronnych (1203 r.). Oprócz walki na rożnych frontach, oddziały Waregów pełniły służbę policyjną (szczególnie w odkrywaniu spisków i zgniataniu buntów), garnizonową (nie tylko w samej stolicy ale także innych miastach) i przede wszystkim ochronną (strzeżenie cesarza i jego najbliższej rodziny). Ze względu na ostatnią funkcję, kwatery gwardii znajdowały się w pałacu cesarskim i okolicach Konstantynopola, skąd szybko mogła przyjść na pomoc władcy w przypadku rebelii czy obcego najazdu. Oprócz wojskowych funkcji, gwardia pełniła funkcje paradne, które z czasem niemal całkowicie zastąpiły bezpośredni udział w bitwach. W czasie wypraw Waregowie chroni władcę murem swoich tarcz, ale bezpośredni udział w walce brały inne oddziały. Gwardziści warescy opisywani byli w źródłach i sferach bizantyjskich jako barbarzyńcy - obcy i stojący na niższym szczeblu cywilizacyjnym ludzie. Jednakże nie odmawiano im waleczności i wierności wobec władczy, co było cechami dość rzadkimi wśród oddziałów bizantyjskich i innych najemników. Waleczność i wierność miały jednakże swoją wysoką cenę. Gwardziści byli sowicie opłacani w złocie i srebrze oraz w przywilejach np. w chwili śmierci władcy przysługiwało i im prawo zabrania ze skarbca cesarskiego tyle kosztowności ile tylko mogli unieść ze sobą. Z tego powodu służba w tym korpusie była bardzo popularna. W pewnym momencie popularność była tak duża, że aby stać się członkiem tej elitarnej formacji, należało sobie kupić w niej miejsce. Wielu Waregów, po wzbogaceniu się wracało w rodzinne kraje, gdzie żyli w dostatku do końca swych dni lub też, w oparciu o uzyskane bogactwo, snuli dalsze plany jak np. Harald, przyszły władca Norwegii, który próbował zdobyć Anglię, zaraz po jej podboju przez Wilhelma Zdobywcę. Główną bronią Waregów był topór duński, popularny wśród Wikingów i skuteczny w starciach zarówno przeciwko piechocie jak i jeździe wroga. Dodatkowo gwardziści potrafili skutecznie posługiwać się mieczem i łukiem. Uzbrojenie ochronne było różnorakie. Pancerze i hełmy mogły być miejscowego wyrobu lub przywiezione ze sobą z rodzimych krajów. JANCZARZY Najsłynniejszą jednostką wojskową armii osmańskiej byli elitarny regiment piechoty zwany ,,nową armią" (yeni ceri), czyli janczarami. Ta doborowa formacja, złożona z chrześcijańskich barańców, była jedną z najlepszych formacji piechoty w dziejach wojskowości. Przez kilkaset lat jej żołnierze budzili postrach wśród przeciwników sułtana tureckiego i niewiele wojsk potrafiło skutecznie im się przeciwstawić na bitewnym polu. W pierwszym wieku swojego istnienia janczarzy trenowani byli jako łucznicy. W latach czterdziestych XV wieku, zaadoptowana została w ich formacji broń palna, która z czasem stała się bronią powszechną. Najlepsi z żołnierzy łucznicy, jak i obsługujący broń palną typowani do funkcji strzelców wyborowych. Janczarzy ponadto obsługiwali działa. Żołnierze wybranych jednostek specjalizowały się także w sztuce saperskie (budowanie mostów, minerstwo). Typowy janczar uzbrojony był więc w różnego rodzaju broń, w zależności od przydziału jednostki, w której służył, lecz niezależnie od tego, zawsze posiadał jatagan (krótka szabla), kindżał (krótki sztylet), włócznię oraz łuk (zastąpiony następnie bronią palną). Korpus janczarów powstał w XIV w., lecz trwałą organizację otrzymała dopiero w drugim ćwierćwieczu XV wieku. Decyzje o zorganizowaniu elitarnych oddziałów piechoty wydał sułtan Orchan (1324-1362) na początku swojego panowania (1329). Według innego poglądu korzeni janczarów należy szukać w czasach panowania jego następcy, Murada I (1362-1389). Za jego władzy na podbite krainy nałożony został podatek polegający na rekrutacji dwudziestu procent barańców do osobistej gwardii sułtana. Zwyczaj tworzenia oddziałów złożonych z jeńców wziętych na wyprawach wojennych był znany już w XIII wieku. Stosowali go również Mamelucy. I to właśnie z jeńców wojennych sułtan stworzył podległy tylko jemu doborowy korpus, który brali udział w najważniejszych kampaniach armii otomańskiej w zdobyciu Konstantynopola (1453 r.), walkach przeciwko Mamelukom w Egipcie, wojnach przeciwko Węgrom. W czasie bitwy, jako jedyne zawodowe oddziały piechoty, stawały do walki w centrum. Janczarami zostawali początkowo młodociani jeńcy. Wraz z podbojem południowo-wschodniej części Bałkanów (II poł. XIV w.) Turcy wzięli do niewoli wielu żołnierzy, którzy w zamian za życie i - zapewne zaoferowane godne warunku służby - zdecydowali się dołączyć do szeregów armii tureckiej. W przeciwieństwie do swoich europejskich przecinków, Osmanowie rzadko bowiem zabijali jeńców wojennych. Pomimo iż za szeregowych, pokonanych żołnierzy wroga nie mogli spodziewać się raczej okupu, ich fizyczna eliminacja była postrzegana jako marnotrawienie potencjału militarnego. Najlepszych jeńców wcielano więc do jazdy konnej, z pozostałych utworzono korpus piechoty. Liczebność korpusu w okresie późnośredniowiecznym liczyła od 1 do 6 tysięcy. Z czasem uległa znacznemu zwiększeniu. Począwszy od XV wieku, szeregi janczarów stale rosły, aby pod koniec tego wieku osiągnąć liczbę 40 tysięcy. Od XV w. wojsko janczarskie zaczęto uzupełniać przez przymusowy, odbywający się co pięć lat pobór (dewszirme); pierwotnie do szeregów janczarskich rekrutowano chłopców spośród chrześcijańskiej ludności Rumelii (nazwa dzisiejszych Bałkanów, jak je zwali Turcy) - Albańczyków i Greków, czasem Ormian i Gruzinów. Później system objął chłopców będących z pochodzenia Serbami, Bułgarami, Chorwatami, Węgrami, mieszkańcami Wołoszczyzny i Bośni i dalej na północ - dzisiejszej Ukrainy. Wybierano przy tym najbardziej fizycznie wartościowych chłopów i nieżonatych młodzieńców. Masowe uprowadzanie ludności do niewoli i wcielanie młodych ludzi do korpusu janczarskiego miało także na celu zasymilowanie ujarzmionej ludności. Zabierane na zawsze rodzicom dzieci (najczęściej w wieku 8 - 10 lat) lub nastolatków w wieku od 14 do 16 lat (najbardziej preferowany wiek) były wysyłane do stolicy kraju, Istambułu, gdzie przymuszane były na przejście na islam, egzaminowane pod kątem sprawności fizycznej oraz inteligencji. Do czasu osiągnięcia pełnoletniości rekruci wychowywani byli w wierze islamskiej w jednej z czterech instytucji, które miały na celu stworzyć wiernego wyznawcę islamu i oddanego sługę sułtana. W przyszłości wychowankowie mieli zostać sługami w sułtańskim pałacu, skrybami, duchownymi lub żołnierzami, w zależności od wykazywanych w dziecięcym wieku predyspozycji. Najlepsza część dzieci, które szkolone były na przyszłych żołnierzy, stawała się częścią korpusu janczarów. Rekrutów wychowywano w duchu muzułmańskiego fanatyzmu i uważano za derwiszów zakonu bektaszi. Szkolenie i wychowanie młodych adeptów polegało na ciężkiej pracy na farmach w Anatolii. Tam byli oni hartowani fizycznie i uczeni sztuki wojennej. Najdorodniejszych i tych, którzy udowodnili, że są najbardziej wojowniczy i umiejętni w obsłudze broni, w wieku 24-25 lat, wcielani byli do szeregów janczarów. Od tego czasu skoszarowani byli w brakach gdzie wytworzyła się specyficzna atmosfera braterstwa broni: razem mieszkano, walczono i umierano na polu bitwy. Prawnie janczarzy byli niewolnikami sułtana, podobnie jak gwardia mamelucka w Egipcie i w innych państwach muzeum łańskich. Do XVI w. żołnierze ci mieli zakaz wchodzenie w związki małżeńskie. Średniowieczni janczarzy mogli być z prawa tylko bezdzietnymi kawalerami, duszą i ciałem oddanymi władcy i tronowi. Chociaż głównodowodzącym całej armii otomańskiej był sułtan, a janczarzy byli jego bezpośrednią gwardią, to jednak żołnierze wychowani byli, aby traktować go jako swojego ojca a towarzyszy broni jako swą rodzinę. Janczarzy podzielenie byli na roty (orta), jedli z jednego kotła (kazan), który był symbolem ich formacji. Fakt, że szeregi janczarów składały się z brańców - ludzi z założenia niewolonych, nie oznaczało, że janczarzy byli niewolnikami w powszechnym tego słowa znaczeniu. Ich status społeczny oraz uposażenie wyróżniały ich od innych niewolników i stawiały pod względem prestiżu i poziomie materialnym wyżej niż większość wolnych mieszkańców państwa. Odziały janczarów odróżniały się także od innych jednostek armijnych, nie tylko pochodzeniem, wyszkoleniem i swoją elitarnością, ale również mogły liczyć na regularny żołd i dużą część łupów, co dodatkowo motywowały ich do oddanej służby. Jako elita armii korzystali z różnych przywilejów i otrzymywali podarki, a spośród janczarskich dowódców wielu obejmowało najwyższe urzędy w wojsku i administracji państwowej. ŁUCZNICY GENUEŃSCY Genueńscy kusznicy (języka włoskiego: Genovesi Balestrieri) byli sławnym wojskowym korpusem w średniowieczu, który przez wieki walczył zarówno w obronie włoskiego miasta Genui oraz jako formacja najemników dla innych włoskich miast albo bogatych państw, jak Francja, państwo krzyżackie czy Bizancjum. Genueńczycy kusznicy byli jednymi z najbardziej szanowanych oddziałów najemnych, aż do XVI wieku, czyli do czasu wprowadzenia broni palnej w Europie. Nazwa Kusznicy Genueńscy, nie odnosiła się jednakże tylko do żołnierzy pochodzących z tego miasta, ale także najemników posługujących się kuszą, z innych części Ligurii, zarówno miast jak i wiosek. Żołnierze ci szkoleni byli jednakże w Genui i walczyli bronią wyprodukowaną przez specjalną miejską gildę (zwaną Balistai). Na czele żołnierzy stali także genueńscy oficerowie, pochodzący najczęściej z najbardziej szanowanych rodów mieszczańskich. Włoscy kusznicy pochodzi więc z różnych części półwyspu Apenińskiego, ale sławny oddział genueński, dawał im ogólną nazwę - kusznicy genueńscy. Praktyka w posługiwaniu się kuszą wynikała z obowiązku ćwiczenia się w tej broni, który spoczywał na ludziach zarówno mieszkających na prowincji, jak i w miastach. Poszczególnie ośrodki miejskie posiadały w ten sposób dobrze wyćwiczonych kuszników, którzy mieli obowiązek służby jako milicja miejska. Także bogate miasta włoskie były wstanie wyposażyć swoich obywateli w tą drogą i zarazem skuteczna broń, na dużą skalę. W konsekwencji było wielu wykwalifikowanych kuszników pochodziło właśnie z Italii. Włochy były też najgęściej zaludnioną częścią średniowiecznej Europy, mając szczególnie dużą miejską populację, dzięki czemu były źródłem najemników w średniowiecznej Europie. Genueńczycy kusznicy stali się popularni w czasie podczas pierwszej krucjaty, kiedy genueński dowódca Guglielmo Embriaco użył ich w trakcie oblężenia Jerozolimy (1099 r.). Ważną rolę kusznicy z Geniu odegrali także w bitwie o Jaffę w 1192 podczas trzeciej krucjaty, która w konsekwencji doprowadziła do odzyskania miasta z rąk wojsk Saladyna. Od XIV wieku duże ilości najemników włoskich, walczących kuszą, znalazło się we Francji, gdzie toczyła się wojna stuletnia. Kusznicy tej formacji walczyli także w bitwach morskich. Włoskie miasta handlowe posiadały silne floty wojskowe, które pilnowały ich interesów w różnych częściach Morza Śródziemnego. Załogi okrętów składały się ze sporej grupy kuszników, którzy w razie potrzeby mogli walczyć również jako piechota na lądzie. Kusznicy ci obsługiwali na okrętach duże wersje kusz, balisty. Genua przez pewien czas wiodła prym wśród innych republik handlowych, co było wynikiem zwycięskich bitew morskich. Na szczególną uwagę zasługuje bitwa pod Melorią, w której Genueńczycy zadali klęskę flocie miasta Piza (1284 r) oraz sukces w innym starciu morskim pod Curzolą (1298 r.) w walce z inną potężną republiką morską, Wenecją. Pomimo kilku spektakularnych klęsk (np. Crecy), w których udział wzięli genueńscy najemnicy, ich reputacja jako świetnych żołnierzy nie zmalała. Obecność kuszników w czasie bitwy zawsze budziła niepokój wśród przeciwników, dzięki wydajności ich broni i ich organizacji. Często, obecność ich sztandaru wystarczyła, by wymusić na oponencie, by zmienić swoje bojowe plany. Nie dziwi więc fakt, że zemsta wrogów za doznane straty z rąk Genueńczyków, mogła być sroga dla schwytanych kuszników. Przykładowo, niemiecki władca Fryderyk II, który nieudanie atakował włoskie miasto Parmę, rozkazał ucinać palce schwytanych kuszników aby dać nauczkę Genueńczykom, którzy pokrzyżowali jego militarne zamiary. W czasie bitwy, kusznicy, podobnie jak inne formacje posługujące się bronią miotaną (łucznicy, oszczepnicy) zajmowali zazwyczaj centralna pozycję. Często byli oni mieszani z łucznikami i chronieni przez oddziały włóczników, co zapewniało im osłonę przed jazdą wroga. Oprócz kuszy, oni zostali zaopatrzeni w sztylet, lekki, metalowy hełm, gorset, kolczugę. Także tarcza, pawęż, była bardzo ważnym elementem. Kusznik mógł się za nią schronić przed pociskami wroga, załadować nowy bełt do kuszy. Czasami, dodatkowo, stosowano duże przenośne zapory z drzewa które skutecznie chroniły przed strzałami ale nie atakami piechoty wroga. Na jedną pawęż przypadało najczęściej trzech strzelców, tworzących zespół, którzy kolejno strzelali. Po wystrzeleniu bełtu przez pierwszego kusznika, drugi zajmował jego miejsce, a następie trzeci żołnierz. W międzyczasie pierwszy kusznik wycofywał się aby załadować broń przed następnym wystrzeleniem. Tarcza lub inna osłona trzymane były przez pomocnika zwanego pavesarii. Jeżeli powyższe warunki nie zostały spełnione wówczas skuteczność tego typu żołnierzy znacznie się zmniejszała. Klasycznym przykładem jest bitwa pod Crecy (1346 r) w czasie wojny stuletniej pomiędzy Anglią i Francją. W wyniku błędów dowództwa francuskiego, 6,000 kuszników włoskich zostało rozmieszczonych przez Francuzów w pierwszej linii skąd bez tarcz (które z nierozsądnego podejścia dowódców francuskich nie zostały dostarczone na pole bitwy) kusznicy ruszyli do ataku na angielskie pozycje. Łucznicy angielscy i walijscy, wykorzystując zaistniałą sytuację ostrzelali pozycje Genueńczyków ze swoich długo zasięgowych łuków, zdając kusznikom spore straty. W tej sytuacji, genueński dowódca, Doria Ottone, wydał rozkaz odwrotu, co zostało uznane jako dezercja przez króla Filipa VI, który wydał rozkaz swojemu rycerstwu zaatakowania kuszników. Większość Włochów została zabita, łącznie ze swoim dowódcą. Wykazało to jeszcze raz, że bez odpowiedniego wsparci, kusznicy są narażeni na zniszczenie także przez kawalerię. Ostatecznie z zaistniałego zamieszania skorzystali Anglicy, którzy wygrali bitwę. Pomimo tej klęski najemnicy genueńscy cieszyli się nadal dużym powodzeniem, a ich żołd był co najmniej dwa razy większy niż żołnierze innych formacji. Naprzeciwko tych zabudowań powstał kościół i klasztor ufundowany w 1606 roku dla Bernardynek. Po kasacie tego zgromadzenia zakonnego dokonanej przez władze rozbiorowe na teren ten wkroczyła duża fabryka włókiennicza braci Repphan. Przedmieście Wrocławskie to południowe okolice średniowiecznego miasta. . 2 240 457 266 464 410 138 17

plan średniowiecznego miasta z legendą